Blog:Współczesne kajdany - wykształcenie i kariera

Z MruczekWiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Współczesne kajdany - wykształcenie i kariera
7 czerwca 2023 | Kenex


No więc udało się. Kilka lat chodzenia na zajęcia, zakuwania do sesji i biegania do dziekanatu w końcu zakończyły się. Masz wykształcenie wyższe. Znajdujesz pierwszą pracę w zawodzie, budujesz karierę kilka lat. A co, jeśli masz dość? Co, jeśli chcesz czegoś zupełnie nowego? Cóż. Zapraszamy do ponownego przejścia gry od początku.

Nic dziwnego, że w takiej sytuacji ludzie boją się zmiany. Ktoś może uważać, że kompletnie nie nadaje się do tego, co robi. Ale jednocześnie tkwić w miejscu. Bo nasza cywilizacja zakłada instytucjonalne kajdany. Mądre głowy ciągle gadają, że trzeba być elastycznym. Ale we współczesnym systemie ciężko to osiągnąć.

Niemal każdy podpisze się pod stwierdzeniem, że masa wiedzy i zajęć w trakcie edukacji porusza zagadnienia, które na nic mu się nie przydadzą. Niemal każdy podpisze się pod stwierdzeniem, że tony czasu pochłaniają formalności, rytuały i biurokracja, które ani wymaganej wiedzy ani portfolio nie poszerzą. A jednak trzeba przez to wszystko przebrnąć.

Niemal każdy podpisze się pod stwierdzeniem, że w jego miejscu pracy są bolączki organizacyjne, które spowalniają pracę. Niemal każdy zgodzi się ze stwierdzeniem, że "ciężka praca" jest nieraz okupiona własnym zdrowiem. A jednak trzeba przez to wszystko przebrnąć.

Po tylu wyrzeczeniach masz ochotę odejść i zaczynać od nowa?

Hamulec postępu - bariery wejścia

Ostatnio zwróciłem uwagę, że aby zrobić nawet stosunkowo prosty eksperyment naukowy, trzeba wykonać tytaniczną pracę. Nie mam na myśli jedynie żmudnego pięcia się po szczeblach naukowej kariery. Chodzi też o konieczność napisania wstępu teoretycznego, który musi pękać w szwach od naukowych źródeł, żeby dobrze wyglądał.

Załóżmy, że chcę sprawdzić potoczne przypuszczenie, jakie mi się nasunęło. Nie wystarczy samo sprawdzenie tego za pomocą rzetelnej procedury badawczej. Muszę jeszcze znaleźć masę badań oraz literatury, za pomocą której "uzasadnię", jak doszedłem do swojej hipotezy. Ale nie tak wyglądał mój proces! Ja po prostu coś zauważyłem i chciałbym sprawdzić, czy to obiecujący trop, czy lepiej dać sobie z nim spokój.

Obecnie badania "w ciemno" to niemal wyłącznie analiza statystyczna, gdzie bierze się tony danych i sprawdza, czy wyjdą ciekawe korelacje albo inne związki. A wtedy nie wiadomo, na ile relacje są przyczynowo-skutkowe (więcej: Zbieżność czy przyczyna?). Często nawet nie ma za bardzo jak tego sprawdzić. Tam może wyjść np. że dany znak zodiaku ma statystycznie minimalnie częściej jakiś typ operacji chirurgicznej. Co z tą informacją możemy zrobić? Fajna pożywka dla clickbaitowych mediów i tyle.

Może zabrzmi to jak herezja, ale mam wrażenie, że nauka stała się przesadnie "profesjonalna". Nie ma w niej miejsca na spontaniczność, zabawę i kreatywność. Oczywiście nie zawsze jest wskazana. Ale czy "nigdy" nie jest przesadną skrajnością?

Wiem, że niektórzy, jeśli mają na to środki, robią takie spontaniczne eksperymenty, ale jak nie wyjdzie nic ciekawego, chowają je do szuflady. Nic dziwnego. Mi też nie chciałoby się mordować nad wstępem teoretycznym z kilkudziesięcioma pozycjami, skoro wysoko punktowany magazyn naukowy i tak nie zechce przyjąć wyniku negatywnego. Być może teraz dziesiątki badaczy marnują czas na ślepe tropy, bo nikt nie upublicznił danych pokazujących, że dany trop jest niewarty kontynuacji. Ten problem ma nawet swoją nazwę - efekt szuflady.

W bańce naukowej jest żart, że prawdziwa nauka zaczyna się wtedy, gdy spędzasz kilka godzin, by napisać dwa zdania do sekcji teoretycznej. Niestety nie jest to mocno odbiegające od prawdy. Zwłaszcza, jeśli bierzesz się za temat gorzej zbadany, gdzie nie możesz zerżnąć bibliografii z innych miejsc. Mocny zniechęcacz do nowych odkryć i do zmiany specjalizacji.

To wszystko sprawia, że nauka stała się strasznie elitarna. Niby dobrze, że tematem zajmują się wyłącznie eksperci. Ale z drugiej strony możemy się zastanawiać, czy nie przegięliśmy i nie hamujemy przez to postępu. Czy dziesiątki lat budowania kariery naukowej rzeczywiście jest konieczne, by sprawdzić, czy lepiej działa prośba z uzasadnieniem czy bez? Czy do każdego eksperymentu musimy mieć dziesiątki pozycji literatury uzasadnienia? Nie możemy być po prostu ciekawi?

Ja rozumiem takie ograniczenia w przypadku rzeczy, które mogłyby zagrażać uczestnikom psychicznie lub fizycznie. Wtedy faktycznie warto wymagać bardzo mocnych argumentów. Ale często nie mówimy o tezach, które niosą ze sobą ryzyko wyrządzenia krzywdy. Na pewno nie większe niż codzienne relacje z innymi ludźmi.

Nauki społeczne obecnie mierzą się z kryzysem replikacyjnym. Badania są zbyt szybko brane za pewnik i zbyt rzadko powtarzane. Zniesienie wielu barier po drodze mogłoby pomóc. Wydaje mi się, że zmierzanie w stronę transparentności i uczciwości jest lepsze niż spamowanie wymaganiami wstępnymi.

Początek kariery - usprawiedliwienie wyzysku

Prawie rok pracowałem w firmie, gdzie moim zadaniem było ręczne przeniesienie danych z jednego systemu do innego. Brzmi trochę archaicznie w XXI wieku? Masz rację! Ale taniej zapłacić trójce zdesperowanych studentów za ręczne wklepywanie informacji niż ekspertowi za zautomatyzowanie tego procesu. Żeby była jasność - firma traktowała mnie bardzo dobrze. Ale i tak byłem wykończony. A wielu nowicjuszy na rynku pracy nie ma tyle szczęścia. Zaczyna od potwornie żmudnych zadań i jednocześnie jest traktowana z pogardą.

We wpisie "Trzeba tyrać! Na pewno?" przytoczyłem tezy antropologa Davida Graebera dotyczące bullshit job - pracy, która nie daje społeczeństwu żadnych korzyści. Pracy, która jest tylko po to, by ktoś mógł pracować. Myślę, że wiele bullshit job bierze się z faktu, że zawsze jest opcja, by naspamować tanią siłą juniorów, zamiast zrobić coś raz, a porządnie.

Jakiś czas temu załamany rynkiem pracy zacząłem rozważać karierę kierowcy ciężarówki (więcej: Rynek pracy to żart). W moim otoczeniu są osoby mające doświadczenia w branży i jedna opowieść była bardzo ciekawa. Otóż, gdy ten ktoś zaczynał pracę jako kierowca, uzyskał dużo wsparcia społecznego na zasadzie, że jest "ten młody", więc starsi koledzy chętnie mu tłumaczyli, co i jak. Dawali dużo rad, pomagali z formalnościami. Jednocześnie jego praca od początku wyglądała bardzo "normalnie" w tym sensie, że też woził towary. Nie było jak w biurze, że karierę zaczynasz od żmudnej wykańczalni.

Jako początkujący intelektualiści daliśmy sobie wmówić, że na start jest niewdzięczna praca, bo inaczej nikt by nas nie chciał. Są jednak branże - głównie fizyczne - gdzie od samego początku robi się właściwe zadania. A bycie nowicjuszem polega po prostu na tym, że otrzymuje się więcej wsparcia ze strony innych. Można? Można.

Przez to, że na start zaczyna się od cholernie żmudnych zadań, ciężko się przebranżowić. Przeraża perspektywa, że trzeba by się znowu mordować z zadaniami dla osób o niskim levelu.

Pod tym względem znacznie bardziej elastyczne wydawały się społeczeństwa rdzennych Amerykanów, z którymi wielu ówczesnych Europejczyków chciało zostać (więcej: Jak status quo zamyka nasze myślenie). Nie uśmiechał im się powrót do żmudnej walki o pozycję społeczną w naszym stylu. U rdzennych Amerykanów nawet dalekiemu przybyszowi było łatwo się zintegrować i uzyskać wysoką pozycję - wliczając wodza.

Podsumowanie

Nie cierpię kultury zapierdolu. Uważam, że nasza cywilizacja w wielu aspektach zorganizowała się źle, przez co narzuciła sobie niepotrzebnej harówki (więcej: Trzeba tyrać! Na pewno?). Jedną z przyczyn jest to, że zgodziliśmy się na system, gdzie są wymagane LATA formalnych rytuałów i uwłaczających zadań, by coś w danej branży znaczyć. Często mało rozwijających, marnujących cenny czas (więcej: Błędy edukacji według Kenexa).

Adnrzej Duda jest doktorem prawa, a nie przeszkadza mu to łamać Konstytucji. André Stern nigdy nie chodził do szkoły, a obecnie jest cenionym muzykiem i intelektualistą, o którego tezach dyskutuje się na uczelniach psychologicznych. Wykształcenie chyba nie jest takim gwarantem i takim niezbędnikiem, jakbyśmy chcieli. Jest za to z pewnością formą kajdan. Nie twierdzę, że mamy od razu wyrzucać tytuły do kosza. Ale może warto je przerobić tak, by ich zdobycie wymagało mniej czasu? I przestać wszędzie ich wymagać? Nie zawsze są potrzebne. To samo z formalnym doświadczeniem.

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: