Blog:Jak status quo zamyka nasze myślenie

Z MruczekWiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Jak status quo zamyka nasze myślenie
24 maja 2023 | Kenex


Żyjemy w czasach bezprecedensowego dobrobytu. Globalnie spada poziom biedy, ludzie otrzymują coraz lepszy dostęp do edukacji, a ilość przemocy i okrucieństwa spada. Powinniśmy być dumni z tego, jakie decyzje podjęła nasza cywilizacja. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zamieniłby tego na prymitywne życie wśród dzikusów, prawda? Prawda?

Zderzenie kultur

Gdy francuskie okręty przypływały do wybrzeża Ameryki w rejonie nazywanym Nową Francją, spotkały na swojej drodze zupełnie inną kulturę - Wyandotów. Mamy tendencję myśleć, że na miejscu czekały głupie i przesądne dzikusy, które co prawda dość brutalnie wybiliśmy, ale przynajmniej przynieśliśmy na ich ziemię rozwój cywilizacyjny. Pytanie, czy nasza cywilizacja faktycznie jest kawaii. "Dzikusy" może i były dość przesądne, ale przybysze szybko odkryli, że są świetnymi mówcami. I mają mocne argumenty, czemu nie chcą żyć jak my.

Wśród Wyandotów nie było czegoś takiego jak rozkaz. Jeśli chciało się wyruszyć na wojnę, należało wszystkich do tego przekonać. Sprawiało to, że rdzenni Amerykanie rozwinęli sztukę argumentacji oraz kulturę podejmowania decyzji na drodze konsensusu. Nie posiadali też konceptu własności prywatnej, który przypominałby nasz. Ich ustrój Graeber i Wengrow określają jako podstawowy komunizm czyli "każdy wedle umiejętności, każdemu według potrzeb". Chciałem tutaj napisać, że swobodnie wymieniali się towarami, ale to złe słowo. Nie mieliśmy do czynienia z handlem wymiennym, że jak coś chcemy, musimy coś dać w zamian. Nie. Po prostu korzystaliśmy z tego, co jest w danej chwili potrzebne. Kropka.

Graeber i Wengrow podają przykład, by zobrazować, jak działa podstawowy komunizm. Wyobraźmy sobie, że widzimy tonącego człowieka i mamy linę. Nawet my, kapitalistyczni indywidualiści, raczej uznamy, że przy tak wysokiej potrzebie (przeżycie) oraz tak niskim koszcie (rzucenie limy), wyjątkowo nieczuły człowiek odmówiłby pomocy. Wyandoci mieli podobne podejście w szerszym zakresie. Jak mamy jedzenie, a ktoś inny jest głodny, tylko nieczuły człowiek by go nie nakarmił. Jak mamy schronienie, a widzimy bezdomnego, tylko nieczuły człowiek by go nie ugościł.

Francja tamtych czasów była z kolei bardzo hierarchiczna. Zasady codziennego życia regulowały skomplikowane zasady savoir vivre. Ludzie bali się wejść na dwór, zanim nie dowiedzieli się, jak wygląda system relacji między dworzanami (przywitanie się w złej kolejności było bardzo nietaktowne). Społeczeństwo było podzielone na stany, gdzie biedni mieli wyraźnie pod górkę. A na ulicach miast było pełno żebraków, którzy prosili o pieniądze i jedzenie.

Nic dziwnego, że spotkanie tak odmiennych mentalności skutkowało ciekawą dyskusją.

Rdzenni Amerykanie, gdy słuchali o życiu w Europie, nie byli - delikatnie mówiąc - zachwyceni. Bardzo źle odbierali naszą pogoń za statusem. Powtarzali, że Europejczycy może są "bogaci" materialne, ale oni i tak są "bogatsi" w inny sposób - mają beztroskę, wygodę i czas. Nasze społeczeństwa uważali za chciwe, zawistne i zaślepione złotem. Pieniądze są przyczyną fałszywych przyjaźni, intryg, nieszczerości. Europejskie społeczeństwa są dumne z siebie, chociaż na ich ulicach jest pełno głodnych i bezdomnych. Jakie społeczeństwo robi to własnym ludziom?

Europejczycy spisywali wrażenia ze swoich wypraw. Wydawane we Francji, często stawały się bestselerami. Popularna wtedy była forma dialogów, w których rozmówca z innej kultury bardzo krytykuje francuskie społeczeństwo. Nie jeden intelektualista posiadał na półce dzieło, po którym mógł nabrać refleksji nad sensem ścisłej hierarchii, pogonią za statusem i brakiem czułości wobec ubogich. Zaczęto wystawiać sztuki teatralne, gdzie przybysz z egzotycznych miejsc dociera do Europy i nie podoba mu się to, co widzi. Nie jeden odbiorca spektaklu pewnie pomyśłał: - Kurde, on dobrze gada! Jakiś czas później wybuchła rewolucja francuska, której mottem przewodnim było - "Wolność, równość, braterstwo".

Na pierwszym planie zdjęcia widzimy człowieka zakrywającego ze wstydu swoją twarz oraz trzymającego karton. Za nim stoi trzech innych mężczyzn. Zdjęcie jest podpisane tekstem o treści: Ja kiedy kupuję coś na oczach bezdomnych, którym właśnie powiedziałem, że nie mam pieniędzy.

Mądrość przodków

Dawno nie czytałem czegoś tak otwierającego (mój) umysł jak "Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości". Autorzy zgrabnie przeprowadzają po kolejnych odkryciach historyków i archeologów, które podważają to, co myślimy o naszych przodkach.

Zwykle postrzegamy ich jako prymitywów, całkowicie zależnych od środowiska. Nie doceniamy, że ich mózg wcale tak bardzo nie różnił się od naszego, więc najprawdopodobniej posiadali inteligencję aktuarialną (actuarial intelligence). Antropolog Boehm nazywa tak umiejętność przewidzenia, jak pewna forma organizacji społeczeństwa się skończy i za pomocą argumentacji wykazać wyższość jednej nad inną. Może i mamy oddziedziczoną po małpach skłonność do relacji dominacja-uległość, ale możemy uznać, że nie chcemy temu instynktowi ulegać. Świadomie tworzymy system, który zapobiegnie wyzyskowi.

W wielu książkach można przeczytać, że najpierw byli egalitarni łowcy-zbieracze, później wynaleźli jednak rolnictwo i zanim się obejrzeli, pojawiła się nadwyżka żywności. Ktoś musiał nadwyżki pilnować, więc powstała władza oraz aparat przemocy. Tak pojawiły się nierówności i tendencja naszych systemów politycznych do zmieniania się w tyranię. Nie chcesz latać z dzidą polując na dzikie zwierzęta? To pogódź się, że mniej niż 10 ludzi na świecie ma tyle majątku, co biedniejsza połowa ludzkości. Nie chcesz samodzielnie szukać owoców w lesie? Więc zaakceptuj, że musisz pracować 8 godzin dziennie, by dostać ułamek wartości, jaką wypracujesz dla swojego szefa.

Autorzy pokazują, że to bzdura. Podają dowody na istnienie społeczności łowców-zbieraczy, które były bardzo hierarchiczne, oraz na istnienie społeczeństw rolniczych, które przeciwdziałały powstaniu hierarchii. Też nie było tak, że rolnictwo pojawiło się momentalnie w formie, jaką znamy dzisiaj. To był długi proces, trwający wiele pokoleń. Trzeba pamiętać, że sadzenie zbóż nie wykluczało polowania i zbierania dzikich owoców. Co ciekawe, niektóre grupy jakiś czas miały rolnictwo, by potem z niego zrezygnować. Nic nie wskazuje, by zostały do tego zmuszone przez środowisko albo wojny. Może kultura zapierdolu przegrała z wolnością?

Obrazek przedstawia pana zaganiającego chłopów do pracy i jest podpisany tekstem o treści: Będziecie mieli do portfolio

Wolność i troska

Wolność w kulturze europejskiej była nierozerwalnie związana z własnością prywatną. To jest moja ziemia, to są moje dzieci, to są moi niewolnicy - mogę z nimi robić, co tylko chcę. Jakie więc było zdziwienie Europejczyków, gdy spotkali w Ameryce ludzi, którzy widzieli sprawę zupełnie inaczej. A jednocześnie wydawali się wolni, jak nikt w cywilizowanej Europie. Amerykanie nie odbierali wolności i własności prywatnej jako oczywiste połączenie. Wręcz przeciwnie. Co to za wolność, jeśli musisz walczyć o zdobycie podstaw do przeżycia?

Wolność rdzennych Amerykanów ma jeszcze jeden aspekt, na który warto zwrócić uwagę - wolność podróżowania. Wśród Indian panował społeczny zwyczaj, że przybysza należy otoczyć opieką. Dać mu jeść oraz gdzie spać. Nie było też problemu, by został na stałe. Dzięki temu jak we własnym plemieniu działo się źle, zawsze można było odejść. Nieważne, gdzie wylądowałeś - zawsze mogłeś liczyć na pomoc.

A u nas? Jak chcesz wyjechać, musisz poprosić szefa o urlop albo czekać na koniec okresu wypowiedzenia. Musisz zebrać dużo pieniędzy, by w miejscu docelowym zapłacić za miejsce do spania. Musisz też szybko znaleźć pracę, by nie wylądować na ulicy. Niby mamy wolność podróżowania, ale dla wielu biednych pozostaje wyłącznie jako idea. Nie stać ich na korzystanie z przysługującego im prawa. Jest zbyt dużo barier po drodze. W dodatku wiele miejsc nowych przybyszy zwyczajnie nie przyjmie.

Pan Rozsądny często nie może się nadziwić, czemu inni pozwalają się wykorzystywać w pracy albo czemu nie ewakuują się od przemocowej rodziny. Ale ofiary zapytane odpowiedzą, że nie mają dokąd uciec. Nie mogą znaleźć innej pracy albo brakuje im sił, by znów mordować się z rynkiem pracy. Nie sądzą, że bez sprawców przemocy sobie poradzą. Teoretycznie mogą odejść. Nikt im nie przystawia pistoletu do głowy. Ale w praktyce są uwięzione. Bo u nas każdy może powołać się na święte prawo własności i powiedzieć, że nie ma obowiązku się z nikim dzielić. Radź sobie w pojedynkę.

Zwykle widzimy wolność i troskę jako rzeczy przeciwne. Druga wkracza w pewnym momencie i zatrzymuje pierwszą. Często powtarzamy frazes "wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innego". Indianie powiedzieliby, że to przykład fałszywego dylematu. Dla nich oczywiste było, że jak się coś posiada albo czymś zarządza, przychodzi wraz z tym nakaz opieki. Nie można sobie ot tak czegoś zniszczyć pod pretekstem, że "to moje". My wokół wartości wolności kontra troski utworzyliśmy ostry spór polityczny. A rdzenni Amerykanie żyli w systemie, który daje ogromną wolność i jednocześnie zaspokaja podstawowe potrzeby każdego.

Zdjęcie przedstawia zadowolonego szefa podpisanego jako "Szef gratulujący mi lokalności" oraz zakłopotanego pracownika podpisanego jako "Ja nie mogący znaleźć żadnej innej pracy".

Niewolnicy państwa

Wyandoci z regionu Nowej Francji kpili z europejskiej uległości wobec autorytetów. Porównywali nas do niewolników, podczas gdy u nich z rozkazujących można było żartować. Nie mieli policji, nie mieli więzień. Nasza intuicja od razu podpowiada chaos, ale Jezuici w swoich notatkach zauważali, że społeczeństwa Indian cechują się wyjątkowym, niespotykanym w Europie, spokojem. Ich system działał tak, że za złe uczynki jednostek płaciło całe społeczeństwo. Gdy członek jednej grupy zabił kogoś z innej grupy, przedstawiciele obu z nich się spotykali, by poprzez dyskusję ustalić, jak grupa sprawcy może zadośćuczynić grupie ofiary.

Na obszarze obu Ameryk można spotkać najróżniejsze systemy społeczne. Jedne akceptowały niewolnictwo, inne nie. Jedne dopuszczały nierówności majątkowe, inne nie. Wśród nich znajdziemy interesujące rozwiązania problemów, które my uznajemy za oczywistą oczywistość, niemożliwą do wyeliminowania. Przyjrzyjmy się, jak sprawiono, że bogacze z własnej woli dzielili się swoim majątkiem. Bez podatków i bez karcącego państwa.

Rdzenne społeczeństwa północno-zachodniego wybrzeża lubiły popisywać się swoim bogactwem. Najlepiej znaną grupą są Kwakiutlowie (Kwakwaka'wakw), ale podobnie funkcjonowały sąsiednie Nootka, Haida i Tsimshian. Posiadały system rang, który moglibyśmy opisać jako arystokraci, plebejusze i niewolnicy. Arystokraci mieli zwykle dużo dóbr doczesnych. Często byli grubi i porównywali siebie do gór, z których spadają skały miażdżące wrogów (xD).

Niżej znajdowali się plebejusze, jednakże nie przypominali oni potulnych rzemieślników. W tej grupie również nie było wiążących rozkazów. Arystokrata mógł kazać ściąć drzewa, ale nie było obowiązku, by go słuchać. W dodatku, gdy plebejusze nie byli zadowoleni z życia w jednej grupie, zazwyczaj mogli skorzystać ze swobody przemieszczania się i gościnności innych grup. Istnieli jeszcze niewolnicy, którzy wykonywać pracę musieli, ale gdyby cały plebs odszedł, nie miałby kto dla arystokraty polować na nowych niewolników. To sprawiało, że arystokraci konkurowali ze sobą, kto zapewnia najlepszy dostatek swoim podopiecznym. Organizowali huczne uczty, pełne dobrego jedzenia i zabawy. Ważne dla nich było zdobycie sympatii poddanych.

W naszym systemie bardzo trudno sprowokować bogaczy do podobnej postawy. Swoją władzę zwykle wykorzystują do tego, by mogli dzielić się jak najmniej (walcząc o obniżenie podatków i poluzowanie regulacji dotyczących związków zawodowych). Jednocześnie starają się, by koszty ich działalności ponosiło państwo, któremu nie chcą płacić. Walczymy o silne instytucje centralne, by powstrzymywały bogaczy, ale to też bardzo ryzykowny ruch. Gdy tyran przejmuje władzę, ma w zasadzie wszystko gotowe. Aparat przemocy czekający na rozkazy oraz populację przyzwyczajoną do wykonywania rozkazów.

Święte prawo własności bardzo ogranicza naszą wolność. Jesteśmy przyspawani do swojej okolicy, bo nie mamy poczucia, że osoby za granicą na pewno nas przyjmą i otoczą opieką. Chcemy, by problemy społeczne rozwiązywały instytucje centralne, przez co jesteśmy od nich coraz bardziej zależni. Jeśli nie podoba nam się, co robią, możemy pojęczeć na forach i tyle. Wyjazd, którym lubimy grozić, jeśli wybory wygra głupi polityk, jest bardzo trudny do zrealizowania w praktyce. Utknęliśmy.

Na zdjęciu widać kartkę przyklejoną do ogrodzenia. Napis na kartce: "Uprzejmie proszę, aby dzieci z innych bloków nie korzystały z placu zabaw należącym do tego apartamentowca!!!"

Eksperyment naturalny

Jak sprawdzić, który system najlepiej służy ludziom? To jest karkołomne zadanie, nad którym głowią się naukowcy z całego świata. Powstają różne wskaźniki, od zwykłego pytania o poziom zadowolenia z życia, po wyrafinowane wzory uwzględniające poziom PKB, nierówności społeczne czy biedę. Wydaje się, że idealny byłby eksperyment, gdzie człowiek może doświadczyć różnych systemów i na koniec ocenić, który z nich wybiera. Okazuje się, że historia zna przypadki ludzi, którzy mogli zaznać życia zarówno w cywilizacji europejskiej jak i u rdzennych Amerykanów. Co wybierali?

Wymowny jest tutaj list Benjamina Franklina, wybitnego polityka, filozofa i naukowca, napisany do kolegi, w którym zwrócił uwagę na pewien fenomen. Zdarzało się, że Europejczycy byli porywani przez Indian, oraz Indianie porywani przez Europejczyków. Obie strony starały się jeńców ukształtować "po swojemu" - uczyć kultury i sposobu bycia. Gdy ofiary były wyzwalane i mogły zdecydować, z kim wolą zostać, niemal zawsze wybierały życie z rdzennymi Amerykanami.

Indianie, z których próbowano zrobić Europejczyka, byli szybko zdegustowani naszymi troskami związanymi z pogonią za statusem oraz kulturą zapierdolu. Z kolei Europejczycy uwolnieniu spod "opresji" Indian nie byli w stanie wrócić do naszego stylu bycia. Gdy widzieli, ile wysiłku muszą wkładać w utrzymanie swojego majątku, jaka panuje presja walki o bogactwa oraz jak ludzie są zniewoleni przez system, mieli tego po dziurki w nosie. Franklin opisuje historię kobiety, która po powrocie szybko przekazała cały majątek bratu, a sama ruszyła z powrotem do lasu.

Uciekinierzy, którzy "wyzwoleni" przez Europejczyków wracali do "niewoli" Indian, mieli m.in. takie argumenty:

  • Większa wolność seksualna
  • Brak presji pogoni za statusem
  • Brak biedy, głodu i żebractwa
  • Ogromna gościnność i akceptacja dla przybyszy
  • Poczucie bycia zaopiekowanym
  • Silne więzi społeczne
  • Dużo czasu wolnego

Oczywiście trzeba pamiętać, że w tamtych czasach życie w stylu europejskim mogło być bardziej nieznośne niż obecnie. Być może współczesna cywilizacja osiągnęła taki poziom bezpieczeństwa, że ma do zaoferowania więcej niż wieki temu. Z drugiej strony, jak zwracają uwagę autorzy wspomnianej książki, "bezpieczeństwo" przyjmuje wiele form. Może oznaczać, że mamy statystycznie mniejsze szanse oberwać dzidą. A może oznaczać, że jak już nią oberwiemy, zawsze są ludzie, którzy się nami zaopiekują.

Nie zapominajmy też, że wielu podobnych historii zapewne nie znamy. Gdybyśmy znali wszystkie, być może proporcje podjętych decyzji byłyby inne. Jednak sam fakt, że część zdecydowała jak zdecydowała już jest ciekawy. A ich argumenty nawet dzisiaj skłaniają do refleksji.

Kadr z gry 2D przedstawia ptaka lecącego w prawą stronę ekranu zbliżającego się do miejsca, gdzie będzie musiał się przecisnąć między dwoma filarami. Filar zawieszony od góry jest podpisany jako "gotowanie, zajmowanie się domem i spanie 8 godzin". Filar od dołu jest podpisany jako "praca 8 godzin plus dojazdy". Przerwa między filarami jest podpisana jako "30 minut wolnego czasu". Ptak jest podpisany jako "obywatel cieszący się wolnością".

Przemyślenia na koniec

Jestem w trakcie czytania "Narodzin wszystkiego", ale już teraz dotychczasowe spory polityczne zaczęły wydawać mi się puste, wręcz trywialne. Dyskutujemy o szczegółach. Najbogatsi mają płacić 21%, 37% czy 69% podatku? Radykalizujemy się w swoich osądach i wyzywamy ludzi dlatego, że optymalne procenty usadawiają w innym miejscu. A może Korwiniści i Razemowcy mogliby wspólnie ustalić system, który zaspokaja potrzeby obu "skrajności"? Może jakby usiedli z założeniem, że nasi przodkowie mieli możliwość przeorganizowania wadliwego systemu, też wymyśliliby coś lepszego? Jako inspiracja niech posłuży historia.

Nabierzmy odwagi, by wyobraźnią sięgnąć poza status quo. Użyjmy naszej inteligencji aktuarialnej.

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: