Blog:Polska pilnie potrzebuje zbudować zaufanie społeczne

Z MruczekWiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Polska pilnie potrzebuje zbudować zaufanie społeczne
3 marca 2024 | Kenex


Im bardziej komuś ufamy, tym większe opory czujemy, by go oszukać. Zbudujmy w Polsce zaufanie, a nie będziemy musieli mieć oczu dookoła głowy. Zyskają w zasadzie wszyscy.

Gdy przeważa perspektywa prywatnego zysku

W naukach społecznych istnieje problem nazywany tragedią wspólnego pastwiska. Jest przystępnie wyjaśniony na Wikipedii, więc pozwolę sobie zacytować:

[Garrett Hardin] opisał tragedię na przykładzie wiejskich wspólnot, które wypasały mleczne krowy na wspólnych pastwiskach. Krów pasło się akurat tyle (np. 100), aby trawa na pastwisku mogła odrastać. Ale jeden z rolników stwierdził, że doda do takiego stada jeszcze jedną swoją krowę, co pozwoliło mu na większe przychody z mleka. Krów od tego czasu było 101, a rolnik był zadowolony, bo wypasał kolejną krowę. Efekt dla całego pastwiska, które zaczęło mieć więcej krów niż mogło wyżywić, nie był jeszcze widoczny. Gdy dowiedzieli się o tym inni mieszkańcy wioski, wyprowadzili na wspólne pastwisko kolejne krowy: 102. i następne. Po jakimś czasie trawa na pastwisku przestała odrastać, a pastwisko ostatecznie zostało wyjałowione. Mieszkańcy stracili pastwisko, a ich krowy przestały dawać mleko. Nieprzestrzeganie umowy korzystania z pastwiska przez kilka osób doprowadziło do jego zniszczenia.

Gdy ludzie zaczynają kierować się wyłącznie prywatnym zyskiem, w krótkiej perspektywie często zyskują. Inni szybko pójdą w ich ślady ("on może korzystać, a ja nie?") i nastąpi efekt domina. Finalnie tracą wszyscy.

Sadura i Sierakowski w książce "Społeczeństwo populistów" obrazują zagadnienie za pomocą sposobu przemieszczania się po mieście. Dobrze byłoby, aby mieszkańcy w większości korzystali z komunikacji miejskiej, niezależnie od statusu materialnego. Wtedy ludzie chętnie by się do niej dokładali, więc siatka połączeń byłaby gęsta, pojazdy kursowały często, a ulice się nie korkowały. Jeśli jednak wystarczająco dużo mieszkańców przesiądzie się do samochodu, kierując się prywatą (np. szybszym dojazdem albo komfortem), ulice zaczną się zatykać. Gdy z komunikacji miejskiej zrezygnuje klasa wysoka i średnia, nie będą chcieli jej finansować podatkami. Środki się uszczuplą, więc jakość transportu publicznego będzie spadać, odstraszając kolejne osoby i przekonując do wybrania samochodu. Ulice będą się coraz bardziej korkować itd. Więcej o tym problemie pisałem w Dlaczego nie lubię miast skupionych na samochodach.

Środki transportu zajmowane miejsce.jpg

Społeczeństwa na przestrzeni dziejów w różny sposób starały się zapobiec problemowi egoizmu prowadzącego wszystkich do zguby. Zostaliśmy nawet ewolucyjnie wyposażeni w skłonność do walki z nim, o czym więcej w Kody moralne oraz Hipoteza roju (psychologia).

Ja w dzisiejszym wpisie proponuję zbudować w Polsce zaufanie społeczne.

Zaufanie uogólnione

W popnaukowej sferze przedstawia nam się dość transakcyjne podejście do pomocy. Tłumaczy się ją jako prostą normę wzajemności - "ja pomogłem Tobie, ale w zamian Ty masz pomóc mi!". Ale wyobraźmy sobie, że przy wchodzeniu po schodach niespodziewanie dostaliśmy bólu nogi i nie możemy dalej pójść. W dotarciu na górę pomaga nam obca osoba, której najprawdopodobniej nigdy więcej nie spotkamy. W takiej sytuacji transakcja wygląda inaczej - "pomagam ci, ponieważ liczę, że gdy ja wpadnę w tarapaty, zawsze znajdzie się KTOŚ, kto mi pomoże". Fachowo nazywamy to normą uogólnionej wzajemności.

Uogólniona wzajemność kwitnie, gdy ludzie cechują się wysokim zaufaniem uogólnionym, czyli przekonaniem, że ludziom generalnie można ufać, a obcy raczej mają dobre intencje. To wtedy znacznie chętniej podamy pomocną dłoń obcej osobie, bo nie obawiamy się, że z zaskoczenia wbije nam nóż w plecy. Przy wysokim zaufaniu uogólnionym nie trzeba mieć wiecznie oczu dookoła głowy, ponieważ nie widzimy każdego jako potencjalnego oszusta.

W Polsce niestety takie podejście jest odbierane jako naiwność, ponieważ jesteśmy jednym z najmniej ufnych społeczeństw Unii Europejskiej, co regularnie wykazuje Europejski Sondaż Społeczny. Gdy wytwórnia Walt Disney wypuściła film animowany "Raya i ostatni smok", zachęcający do zaufania, polskie fora i sieci społecznościowe były tym bardzo zaniepokojone i zdezorientowane.

Niestety niskie zaufanie ma moc samospełniającej się przepowiedni. Gdy innych postrzega się jako oszustów czyhających na naszą chwilę słabości, mamy mniejsze opory moralne, by samemu oszukiwać - "jak nie ja, to on", "inni na moim miejscu zrobiliby to samo". Perspektywa społeczna praktycznie zanika, a zaczyna się liczyć jedynie zapewnianie zasobów najbliższym. Jeśli będziemy podkradać papier i długopisy z biura, cieszymy się, że nasza rodzina ma rzeczy za darmo. Bycie uczciwym staje się wręcz frajerstwem. Dlatego Polacy lubią przechwalać się swoimi zdolnościami kombinowania. W takich warunkach trudno innym zaufać.

Mem pokazuje małpę nosacza patrzącą w dal z zainteresowaniem. Tekst brzmi: "Ktoś mówił za darmo?".

Wystarczy jednak przelecieć przez Bałtyk na północ, by doświadczyć zupełnie przeciwnego podejścia. Kraje skandynawskie takie jak Finlandia, Szwecja, Norwegia czy Dania dały radę stworzyć społeczeństwa z bardzo wysokim zaufaniem uogólnionym. Wojciech Woźniak w swojej książce o Finlandii zatytułowanej "Państwo, które działa" opisuje, że polski student na wymianie pierwszy szok kulturowy doświadczy już po wejściu na uczelnię. Tam nie ma szatni wydających numerki, tylko wiesza się ubranie na widoku w holu albo korytarzu. A warto jeszcze dodać, że fińscy studenci często w kurtce zostawiają telefon i portfel. Różnicy też doświadczy się w kawiarniach, gdy mieszkańcy zostawiają swojego laptopa bez opieki i idą do łazienki.

Polacy na grupach facebookowych dla emigrantów ponoć narzekają, że skandynawowie to donosiciele. Jednakże ja rozumiem, dlaczego w społeczeństwie z wysokim zaufaniem społecznym ludzi oburza, gdy ktoś przechwala się swoim "sprytem". Psuje coś, co daje wszystkim niesłychany spokój i poczucie bezpieczeństwa - świadomość, że osobom wokół mnie mogę zaufać. Dlatego Polak chwalący się podkradaniem rzeczy z biura, momentalnie wyląduje na dywaniku u szefa. Mieszkańcy nie chcą, by podkradanie stało się normą. Nie chcą musieć mieć oczu dookoła głowy.

Zaufanie do instytucji

Ludzie nie chcą płacić za instytucje niegodne zaufania. Jeśli mają przekonanie, że urzędy nie pomogą im w potrzebie, a jedynie rozkradają pieniądze, postrzegają opłaty na ich rzecz jako "złodziejstwo" (i trudno się dziwić). Woźniak w książce o Finlandii opisuje długą i wielowątkową historię budowania zaufania do fińskich instytucji. Ale jednym z kluczowych czynników była ogromna transparentność. Fin mógł łatwo sprawdzić, dlaczego instytucja podjęła taką a nie inną decyzję, bo była opisywana publicznie za pomocą przystępnego języka. Poza tym wszelkie decyzje zazwyczaj mocno dyskutowano z mieszkańcami, a uczestnicy mieli poczucie, że faktycznie są wysłuchani.

Socjolodzy Saura i Sierakowski podają w swojej książce, że Polacy generalnie bardzo chcieliby lepszej służby zdrowia. Badani wskazują to zwykle jako jeden z największych i najbardziej palących problemów. Jednocześnie jednak nie wierzą, że państwo może coś tu zrobić. Podatki zostaną zapłacone, pieniądze gdzieś pójdą, a jak było kiepsko, tak nadal będzie. Dlatego dla Polaków znacznie atrakcyjniej brzmi obietnica transferu gotówki (500+, trzynasta emerytura) niż obietnica inwestycji w usługi publiczne. Pieniądz to konkret, który wpada na konto i łatwo rozliczyć. "Lepsze szpitale" to abstrakcja, trudna do zmierzenia przez pojedynczego człowieka.

Niestety poleganie na gotówce do ręki ma wiele wad. Liczne instytucje są skuteczne właśnie dlatego, że obejmują dużą grupę ludzi, więc mogą podjąć znacznie większe ryzyko i nie upaść. Jeśli zachorujesz na raka albo urwiesz sobie rękę w pracy, samo 500+ nie wystarczy, by wyciągnąć Ciebie z tarapatów. Co innego urzędy i szpitale, na których funkcjonowanie zrzucają się miliony.

Czytając książkę Woźniaka wrażenie na mnie zrobiło, gdy opisywał kapitalizm kooperacyjny. Fińskie firmy swobodnie wymieniają się między sobą know-how i pracownikami, zlecają wspólne badania itp. Dzięki temu mocno oszczędzają, bo zamiast budować skrycie wszystko od podstaw, mogą korzystać z tego, co już jest. Tam nikogo nie dziwi, że wykwalifikowany pracownik jednego dnia robi poufne rzeczy dla jednej firmy, a drugiego dnia poufne rzeczy dla innej firmy. To nie jest jak w Polsce, że podpisujesz cyrograf zabraniający zleceń dla kogoś poza pracodawcą. W Finlandii bardzo popularna jest praca na pół i ćwierć etatu w więcej niż jednym miejscu. Wszystko sprowadza się do zaufania, że inna firma to pomocny przyjaciel, a nie wróg do wyeliminowania.

Zaufanie do polityków

Każdy kto żyje w Polsce chyba wie, jak okropne nasi rodacy mają przeświadczenie o politykach. W badaniach z nurtu Big Two Polacy umieszczają polityków tuż obok narkomanów, więźniów i alkoholików.

To niestety sprawia, że oczekiwania również są niewielkie. Gdy minister zostaje przyłapany na przekrętach, traktuje się to jako ujawnienie oczywistej oczywistości. Gdy zwolennikowi PiSu próbowało się tłumaczyć, ile PiSowcy nakradli, słyszało się odpowiedź w stylu "Wszyscy kradną, ale oni przynajmniej się dzielą". Kradzież jest tak normalna, że nie ma sensu w oparciu o to formułować poglądów politycznych.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda w Finlandii. Oczekiwania wobec polityków są ogromne, a ministrowie podają się tam do dymisji z powodów, które dla nas są bardzo błahe jak np. zapłacenie za kurs polityka z publicznych środków zamiast prywatnych. Fińskie społeczeństwo bardzo patrzy władzy na ręce i nie będzie tolerować usprawiedliwienia, że "wszyscy kradną".

Woźniak opisuje też, że fińscy politycy są niezwykle transparentni. Mówią wprost, że wprowadzenie czegoś będzie wiązało się z danymi kosztami, ale warto, bo społeczeństwo ostatecznie zyska. Mówią wprost, że danej rzeczy nie mogą teraz zrobić, bo zbliżają się wybory i mogłoby to im zaszkodzić. Obywatele dzięki temu nauczyli się, że partie nie skrywają wszystkiego za plecami i można im zaufać. U nas jest sporo rzeczy, które niby każdy wie, ale nikt głośno nie przyzna. To psuje zaufanie.

Budowa w Polsce zaufania do instytucji

Czytając o Finlandii można odnieść wrażenie, że wysokie zaufanie uogólnione w społeczeństwie to piękna rzecz i wielu socjologów się z tym zgodzi. Jednakże gdy przychodzi do pomysłów, jak zbudować to w Polsce, sprawa się komplikuje. Woźniak jest w tym względzie dość pesymistyczny i ma wątpliwości, czy w kraju z taką historią i położeniem jak nasz, jest to w ogóle osiągalne za naszego życia. Podczas gdy Finowie budowali instytucje godne zaufania, nasi przodkowie próbowali przechytrzyć instytucje chcące wyrządzić im krzywdę. Gdy Finowie budowali społeczeństwo względnie egalitarne, starające się wykorzystać potencjał każdej jednostki, w Polsce panowały realia oparte na dominacji i uległości, gdzie o sukcesie przesądza raczej rozpychanie się łokciami i zrobienie przysłowiowej laski odpowiedniej osobie.

Sadura i Sierakowski dodają, że dla wielu Polaków, zwłaszcza ze wschodniej części kraju, jedyne relacje, jakie dobrze znają, to relacje folwarczne - oparte na dominacji oraz nieufności. Strona dominująca upokarza stronę zdominowaną i jednocześnie oczekuje od niej dowodów uznania. Wszyscy kojarzymy szefów, który ciągle krzyczą i wyzywają pracowników, a jednocześnie oczekują od nich wdzięczności za "dawanie pracy". Strona zdominowana nie ma możliwości/siły buntować się jawnie, dlatego często stosuje strategię biernego oporu - kombinuje, jak przechytrzyć oprawcę. Będzie np. znacznie wolniej pracować, gdy szef nie patrzy. Albo podkradać towary z biura. Szef, gdy się o tym dowie, widzi to jako dowód słuszności swojej strategii - "na chwilę straciłem czujność i już kombinują". Nasila więc jeszcze bardziej aparat opresji, a pracownicy w ramach oporu rozbudowują metody kombinatorstwa. Jest to system, który wychowuje tyranów i cwaniaków. Kompletnie niszczy relacje oparte na zaufaniu i otwartej komunikacji. To gra pozorów, która dla obserwatora może wydawać się harmonijna, ale pod maską kryje buzującą, wzajemną nienawiść.

Mogłoby się wydawać, że sprawa jest beznadziejna, ale ja jednak jestem w stanie zdobyć się na szczyptę optymizmu.

Jednym z kluczowych elementów wydaje mi się zbudowanie poczucia sprawczości. Jeśli mam problem, mogę pójść do instytucji, która wysłucha i pomoże. Bardzo pozytywnie oceniam warszawską aplikację 19115. Za jej pomocą zgłosiłem, że droga pod moim blokiem jest w fatalnym stanie i jest ogromnym utrapieniem dla osób niepełnosprawnych, które próbują przejść. Jest to problem, bo w moim bloku jest centrum rehabilitacji, więc niepełnosprawnych chodzi tam stosunkowo dużo. Moje zgłoszenie zostało przyjęte i uzyskałem serdeczną odpowiedź, kiedy mogę spodziewać się naprawy. Instytucja wysłuchała.

Mam szczęście pracować w firmie, gdzie kultura folwarczna jest śladowa. Jedna ze znajomych miała pecha męczyć się wcześniej w typowym januszexie wykorzystującym człowieka do cna i kompletnie mu nieufającym. Znajoma była pod wrażeniem, że ludzie mogą być wobec siebie tacy mili, pomocni i ufający. Im więcej ludzi doświadczy podobnego, pozytywnego zaskoczenia, tym większą niechęć będą odczuwać do kultury folwarcznej. Bo nagle okazuje się, że da się organizować społeczeństwo inaczej, a instytucje nie muszą być tyranami, by trzymać poddanych w ryzach.

Mydży, gdy zastanawiała się nad wyjazdem do Danii w celu studiowania grafiki komputerowej, porozmawiała o tym z koleżanką, która wyjechała do Danii. I była pod ogromnym wrażeniem, jak duńskie uczelnie opiekują się studentami. Od razu zaoferują miejsce do spania za symboliczną zapłatę (np. godzinną pomoc przy sprzątaniu uczelni raz na tydzień), powiedzą, gdzie i co można zjeść, pomogą znaleźć pracę itp. Nie ma mowy o podejściu w stylu "jesteś dorosły, radź sobie sam". Nasze uczelnie dla odmiany są raczej dość bezduszne. Przyjdź, zalicz sesję i sobie idź. Losy studentów mało kogo obchodzą. Wyjątkiem są wyłącznie najzdolniejsi. Ich czasem otacza się opieką, bo są uczelnianym oczkiem w głowie.

Budowa w Polsce zaufania do innych ludzi

Sadura i Sierakowski wskazują, że problemem jest też kompletna bierność naszych instytucji w relacjach międzyludzkich. Autorzy proponują spojrzeć na polskie biblioteki, które przyjmują model "wypożycz i spierdalaj". Polskie biblioteki uniwersyteckie pozbawione stołówek to europejski ewenement. Zaskoczeni? Na północy i zachodzie Europy książki to tylko jeden z elementów. Z bibliotek robi się coś, co socjolodzy określają trzecim miejscem, czyli przestrzenią, w której wielu spędza czas poza domem i pracą. Fińskie biblioteki to miejsca rozrywek, wymiany myśli i obcowania z nowymi technologiami. Do polskich bibliotek się idzie, jak jest mus sięgnięcia po literaturę do sesji.

W Polsce raczej nie myśli się o tym, że instytucje są odpowiedzialne za to, jak ludzie się integrują. Polski system edukacji oczekuje, że każdy nauczy się tego sam z siebie, co można porównać do wrzucania dzieci do basenu licząc, że same nauczą się pływać. Fińskie szkoły od małego uczą efektywnej komunikacji, empatii i budowania relacji. Fińskie elity dostrzegły, że wielu mieszkańców czuje się samotnych, dlatego dzieci dostają prace domowe polegające na porozmawianiu z sąsiadami. By zarówno dzieci i ich rodzice zbudowali relacje z tymi, którzy mieszkają za ścianą. U nas jedynie, co się potrafi zaoferować, to imprezę integracyjną, która pomoże wyłącznie ludziom, którym i tak poznawanie innych przychodzi łatwo.

Polska jest też rozczarowująco bierna, jeśli chodzi o przemoc rówieśniczą. W Finlandii powołano program KIVA, który miał rozwiązać problem. Jak to w Finlandii - ściągnięto do niego ekspertów i zaczęto badania. Eksperci szybko doszli do wniosku, że kompletnie nieskuteczne jest skupianie się na ofierze oraz sprawcy. Rozstrząsanie, że jakaś cecha charakteru temu sprzyja niewiele daje i nie pomaga. Za to odkryto, że kluczową zmienną nasilającą lub osłabiającą skalę przemocy jest reakcja otoczenia. Im otoczenie bardziej aprobuje przemoc, tym oprawcy są bardziej zmotywowani do dalszego czynienia krzywdy.

Przeprowadzono eksperyment na szkołach, gdzie w części zaczęły odbywać się regularne warsztaty na temat przemocy rówieśniczej, uczono dzieci w różnym wieku za pomocą różnych metod, jak powinny reagować (np. siedmiolatki robiły to grając w specjalną grę komputerową). Druga część szkół to była grupa kontrolna bez szkoleń. Szybko okazało się, że w grupach z warsztatami uczniowie coraz częściej deklarowali, że lubią chodzić do szkoły. Tak pomaga się od małgo budować zdrowe relacje ze społeczeństwem. A nie ględząc ofiarom, że "mają za mały dystans do siebie", bo "w życiu nie ma lekko".

Podsumowanie

Jeśli chcemy przestać żyć w kraju, gdzie trzeba mieć nieustannie oczy dookoła głowy, musimy zbudować w narodzie zaufanie uogólnione. Zrobimy to, zmieniając sposób, w jaki instytucje traktują jednostki. Zamiast wiecznego opierdalania i zastraszania, należy budować szczerą komunikację. Im lepiej jesteśmy przez kogoś traktowani, tym większe wyrzuty sumienia mamy na myśl, żeby go oszukać. Jeśli jesteśmy traktowani okropnie, wtedy mamy niepochamowaną ochotę wbić szpilę temu skurwysynowi.

Wierzę, że zbudowanie lepszego społeczeństwa jest możliwe nawet w narodzie z tak trudną historią jak Polska. Musimy jedynie przekonać instytucje, że to one mają do tego narzędzia. Ludzie na dołach z czasem dostosują się do nowych warunków.

Jest wiele świadectw historycznych pokazujących, że doły wcale nie chcą się tak bardzo nienawidzić, jak czasem myśli góra. Podczas wojen dochodzi do fraternizacji między żołnierzami wrogich armii, którzy zaczynają gadać ze sobą o pogodzie, wymieniać się alkoholami, a czasem nawet przyjaźnić. Podczas wojny domowej w Hiszpanii lat trzydziestych żołnierze armii republikańskiej i faszystowskiej regularnie się spotykali w celu wspólnego imprezowania, wymiany gazet i tylko wypatrywali, czy żaden oficer nie idzie. Podczas wojny krymskiej notorycznie wymieniano rosyjską wódkę za francuskie bagietki.

Jeden z najbardziej spektakularnych przypadków pojednania dołów to rozejm bożonarodzeniowy z 1914 roku, gdy obie strony linii frontu zaczęły coraz odważniej prosić, by "nie strzelać" i wyszły sobie na spotkanie. Początkowo chodziło o to, by w spokoju pochować zmarłych i opatrzeć rannych, ale szybko okazało się, że zwaśnione strony pożyczają sobie mnóstwo towarów. Zaczęto organizować wspólne obrzędy pogrzebowe, a gdy hamulce puściły, rozpoczęto na Ziemi niczyjej wspólne kolędowanie i wymianę serdeczności. Życzono "wrogom" bezpiecznego powrotu do domów. Powstały wtedy liczne zdjęcia pamiątkowe z osobami po drugiej stronie okopów. Dowódcy musieli grozić sądem wojennym, by walki rozpoczęły się na nowo.

Jeśli zadbamy o odpowiednie warunki, zaufanie może stać się łatwiejsze niż się wydaje. Nawet jeśli sytuacja maluje się beznadziejnie.

Literatura

  • Państwo, które działa - Woźniak
  • Społeczeństwo populistów - Sadura, Sierakowski
  • Zachowuj się - Sapolsky

Zobacz też

MiauBlog:

MruczekWiki: